Dalmacja – tam, gdzie rosną palmy i latają smoki

Wyniki facebookowej sondy TUI potwierdziły jednoznacznie, że Chorwacja jest jednym z ulubionych miejsc waszych wakacyjnych wyjazdów. A tym, co ma do zaoferowania najpiękniejszego, jest moim zdaniem Dalmacja, z jej poszarpanym wybrzeżem i mnóstwem zielonych wysp i wysepek. Podczas ostatniego objazdu Europy udało mi się zanurzyć w wodach Oceanu Atlantyckiego, Morza Śródziemnego i Morza Tyrreńskiego, ale żadne z nich nie mogło się równać z pięknem Adriatyku i jego wprost niebiańskimi kolorami u wybrzeży Dubrownika czy Korčuli. Zanim jednak dotrzemy na kraniec Europy, zapraszam do bramy Południa, czyli Splitu.  

Split – miasto-pałac

Urokliwy placyk wśród zabudowań Starego Miasta w Splicie
Urokliwy placyk wśród zabudowań Starego Miasta w Splicie

Zastanawialiście się kiedyś, gdzie kończy się Europa Środkowa, a zaczyna szeroko pojęte Południe? Według mnie najprościej można to ująć tak: „Południe zaczyna się tam, gdzie rosną palmy”. W przypadku Chorwacji zaczyna się w Splicie, pierwszym ważnym mieście Dalmacji. Split ma naprawdę wielowiekową historię – całe Stare Miasto, gdzie obecnie mieści się ponad 2000 lokali (mieszkań, sklepów, hosteli, restauracji i barów), zbudowane jest na terenie dawnego pałacu cesarza Dioklecjana, który zapisała się na kartach historii dość niechlubnie, bo prześladowaniami chrześcijan. Spacerując po uliczkach tego niezwykłego portowego miasta, zwróćcie uwagę nie tylko na widoki przed wami, ale także to, co macie pod stopami. Bruk na splickiej starówce to… pałacowa podłoga, wyszlifowana przez miliony kroków miejscowych i turystów. Obecnie można zwiedzać podziemia Starego Miasta, gdzie zachował się oryginalny układ pomieszczeń pałacowych i kilka artefaktów z IV w., m.in. monety z wizerunkiem cesarza. 

Po zwiedzaniu podziemi, spacerze po dziesiątkach krętych wąskich uliczek starówki (polecam poranny spacer, gdy miasto dopiero się budzi, restauratorzy ziewają, otwierając swoje ogródki, a słońce dopiero powoli się wznosi, więc pomiędzy kamiennymi murami panuje przyjemny chłód), koniecznie przespacerujcie się głównym deptakiem miasta (Riva), skąd rozpościera się widok na port i Adriatyk. Na końcu znajdziecie plac, a na nim mnóstwo miejsc, gdzie można usiąść i skosztować kawy i pozwolić morskiej bryzie owiewać nam twarz. Koniecznie skosztujcie też chorwackich win – przepysznych, a mało w Polsce znanych. Polecam szczególnie czerwony, wytrawny Pelješac, który swoją nazwę zawdzięcza półwyspowi dalmackiemu o tej samej nazwie, gdzie znajdują się pola winorośli.

Riva - główny deptak Splitu
Riva – główny deptak Splitu

Korčula – perła chorwackich wysp

Po lewej Lazurowe wody Korculi. Po prawej Rajskie wody Adriatyku
Po lewej Lazurowe wody wokół Korculi. Po prawej zbliżenie na Rajskie wody Adriatyku

Zwykle sceptycznie podchodzę do określeń typu „najpiękniejsza wyspa”, „wyjątkowe miejsce” itd. Nie wiem jednak, jak to się dzieje, że Korčula naprawdę wyróżnia się spośród setek chorwackich wysp. I niczego nie zmienia to, że płynąc ze Splitu, mijacie mnóstwo urokliwych wysepek, jedna piękniejsza od drugiej. Korčula pokazuje nam się najpierw od swojej ‘dzikiej”, zalesionej strony, jednak jej piękno uwidacznia się dopiero, gdy statek skręci w lewo wzdłuż wybrzeża i przybije do małego portu. Widok na skąpane w słońcu centrum wyspy, z piękną wież kościoła malowniczo królująca nad czerwonymi dachami zapiera dech w piersiach. A odcienie lazurowego Adriatyku u wybrzeży Korčuli sprawiają, że ma się ochotę skoczyć wprost z pokładu i dołączyć do kąpiących się.

Poza turystyką, mieszkańcy Korčuli żyją z uprawiania winorośli, drzew oliwkowych i rybołówstwa. Wszystkie te przysmaki znajdziecie na tak charakterystycznych dla Chorwacji targach. W zeszłym roku spędziłam na wyspie tylko chwilę, ale na pewno wrócę na kilkudniowy wypoczynek, bo Korčula to naprawdę rajski klimat. Zobaczcie sami na zdjęciach. Z ciekawostek warto wspomnieć, że to tutaj także najprawdopodobniej urodził się słynny podróżnik Marco Polo.

Dubrownik – smoki na końcu Europy

Nowsza, portowa część Dubrownika
Nowsza, portowa część Dubrownika

Z „małego Dubrownika” (tak nazywana jest Korčula) przenosimy się do tego prawdziwego. Dubrownik to miejsce po prostu magiczne. I to przez cały rok. Co prawda miejscowi narzekali, że w grudniu czy lutym jest zimno (ok. 5 stopni, na plusie!) i pada, ale i tak przez cały rok kąpią się w Adriatyku. Pamiętam, jak zazdrościłam, gdy znajomi Chorwaci wrzucali w listopadzie zdjęcia z kąpieli, a w Polsce królowała jesienna słota i zimno. Wróćmy jednak do słonecznego Dubrownika. Jeżeli płynie się statkiem, najpierw oczom ukazuje się nowsza, portowa część miasta i… cóż, jest ładna, ale nie zachwyca, zwłaszcza jeśli niedawno odwiedziło się Korčulę. Prawdziwa „perła Adriatyku” kryje się, jak to perła, głębiej. To Stare Miasto (Stari Grad), otoczone wysokim murem.

Jedna z uliczek Dubrownika - Stari Grad.
Jedna z uliczek Dubrownika

Ze względu na swoje położenie na krańcu Europy Dubrownik był przez wieki warowną twierdzą, stanowiąca „bramę do Europy”. Kilka razy przetrzymał inwazje arabskie. Niestety, Dubrownik miał także swoją smutną kartę w najnowszej historii bałkańskiej, ponieważ był mocno oblegany i bombardowany w trakcie wojny jugosłowiańskiej w latach 1991-1992. Zniszczeniu uległo prawie 70% zabytków na Starym Mieście. Wszystkie odtworzono lub odrestaurowano, jednak strata wartości historycznej jest nie do nadrobienia.

Skąpana w porannym słońcu zabudowa Starego Miasta w Dubrowniku.
Skąpana w porannym słońcu zabudowa Starego Miasta w Dubrowniku

Koniecznie trzeba wybrać się na spacer po murach otaczających miasto – spojrzenie z góry na charakterystyczne czerwone dachy budynków, na kompleks zabytków, w tym katedrę pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny czy na ocalałe z bombardowania pałace, w tym najpiękniejszy Pałac Rektorów, daje niezapomniane wrażenia. Dopełnieniem jest spacer od baszty do baszty i podziwianie bezkresu Adriatyku przez wycięte w kamieniu „okna”. Wtedy naprawdę można poczuć, że jest się na końcu świata… No dobrze, przynajmniej Europy.

Na końcu kontynentalnej Europy.
Na końcu kontynentalnej Europy

Informacje o konkretnych zabytkach znajdziecie bez problemu w przewodnikach, ja chciałabym zaproponować wam coś innego. Jeżeli spędzacie w Dubrowniku kilka dni czy nawet tydzień, spróbujcie po prostu poczuć klimat tego niezwykłego portowego miasta. Koniecznie wybierzcie się na targowisko w pobliżu portu – to właśnie tutaj zobaczycie mieszkańców miasta w codziennych sytuacjach, zaopatrzycie się w świeże warzywa, owoce, ryby i inne dary morza. Już same widoki mogą przyprawić o zawrót głowy – niektóre ryby wyglądają naprawdę osobliwie.

Tak właśnie budzi się Dubrownik – dźwiękami radosnych rozmów kumoszek na targu, stukotem wózeczków na kółkach, ciągnących przez miejscowych, i dźwiękiem silników minisamochodów dowożących świeże mule z tzw. małego portu. Mieści się on na końcu Starego Miasta, poza jego murami. Turyści zwykle poprzestają na wyjściu za bramę i „zerknięciu” na przycumowane tam łodzie rybackie. Ewentualnie korzystają z możliwości odbycia krótkiego rejsu łodzią z przeszklonym dnem. Oczywiście warto skorzystać i z tego, jednak przede wszystkim polecam spacer w prawo od wejścia, wzdłuż murów, ale tym razem u ich podnóża. Tuż za zakrętem przy wyjściu z małego portu znajduje się bowiem zejście do morza, gdzie miejscowi przychodzą zażywać kąpieli z dala od zgiełku turystycznego Starego Miasta. Spójrzcie na zdjęcie – kolory morza to istna paleta barw.

Wszystkie kolory Adriatyku.
Wszystkie kolory Adriatyku

Nawet jeśli nie skusicie się na kąpiel (woda jest tutaj dość zimna, ponieważ zatoczka dość długo pozostaje w cieniu), warto stanąć tym razem na brzegu Europy.

Targ w Dubrowniku

Pozostaje mi jeszcze wytłumaczyć się z tytułowych smoków. Chodzi oczywiście o nawiązanie do znanego i popularnego na całym świecie serialu „Gra o tron”. Dubrownik „gra” w nim jedno z najważniejszych miejsc – Królewską Przystań. Pobliska wyspa Lokrum to zaś niezwykłe miasto Quarth, które stanowi tło wątku dotyczącego losów Daenerys Targaryen, matki smoków. Dla fanów serialu Dubrownik jest tym bardziej atrakcyjny. Ogromną frajdę po powrocie sprawia zabawa w zgadywanie, która część miasta i okolic pokazywana jest w konkretnej scenie.

Praktyczny miszmasz

Chorwacja jest bardzo europejska, nie tylko ze względu na wstąpienie w lipcu 2013 do UE. Wszystkie najważniejsze turystycznie ośrodki mają doskonałą infrastrukturę – mnóstwo miejsc noclegowych (hotele, hostele, pokoje (chor. sobe) czy pola namiotowe), restauracje i bary na każdym kroku (Chorwaci wiedzą, jak się bawić do białego rana i jak to zwykle na Bałkanach bywa – są niezwykle gościnni) oraz doskonale utrzymane zabytki.

Niestety, cenami Chorwacja również może śmiało konkurować z niektórymi państwami zachodnimi. Stawia się tam raczej na turystykę zorganizowaną. Korzystając z biura podróży, można uzyskać naprawdę konkurencyjne ceny. Na potwierdzenie podaję kwotę, jaką zapłaciłam za indywidualny nocleg na polu namiotowym w Splicie (1 os., 1 namiot, bez samochodu) – 26 euro! Walutą obowiązującą w Chorwacji jest kuna chorwacka, ale w większych kurortach można też płacić w euro.

Nie ma problemu z dogadaniem się po angielsku, a i wspólne słowiańskie korzenie polskiego i chorwackiego pozwalają na braterską, wspomaganą gestami, pogawędkę. Jednak najpopularniejszym językiem obcym w Chorwacji jest włoski. Poznani przeze mnie Chorwaci tłumaczyli to niezwykłą modą na wszystko, co włoskie, jaka panowała w ich kraju w latach 90. i utrzymała się aż do dziś. Słuchano włoskich przebojów, stylizowano się według włoskich wzorców i uczono się języka. Włochy były tym dla Chorwatów, czym dla Polaków państwa zachodnie, zwłaszcza Niemcy – synonimem luksusu i europejskości.

Jeśli zdecydujecie się na własny dojazd, pamiętajcie, że na granicy zdarzają się kontrole – Chorwacja jest w Unii, ale nie w strefie Schengen. Obywatele UE mogą oczywiście wjechać na dowód osobisty, jednak jeśli będziecie chcieli odwiedzić np. sąsiednią Czarnogórę, pamiętajcie, że potrzebujecie paszportu.
Warto jeszcze wspomnieć, że Chorwaci uwielbiają palić papierosy i nie ma u nich tak daleko idących restrykcji dotyczących palenia w miejscach publicznych. Dymek na korytarzu pociągu (lub w przedziale) nie jest niczym nagannym, choć oficjalnie jest zabroniony. Mój e-papieros wzbudzał tam raczej pogardliwe spojrzenia. Współpasażerowie twierdzili, że odbieram sobie jedną z nielicznych przyjemności.

Ciekawostki

101 dalmatyńczyków – bohaterowie słynnej bajki Disneya pochodzą właśnie z Dalmacji. To tutaj „wykropkowane” psy przez wieki były wykorzystywane jako rasa gończa. Po tym jak pokochali je Francuzi i Brytyjczycy, stały się popularne na całym świecie.

Krawat – on również przywędrował do nas z Chorwacji. Na początku były to kolorowe szarfy wiązane na szyi, następnie przybierały coraz bardziej eleganckie formy. Obecnie praktycznie w każdym mieście chorwackim możecie kupić krawaty – od zwykłych, sprzedawanych na straganach z pamiątkami, po niezwykle eleganckie i drogie krawaty jedwabne.