Spis treści
Singapur to miasto-państwo, w sanskrycie „Miasto Lwa”, tygiel kulturowy, lecz w zupełnie odmiennym klimacie niż wiele innych miast na świecie, które określa się tym mianem. Na czym polega ta odmienność? Przede wszystkim na niesamowitym porządku i bezpieczeństwie jakie oferuje to miejsce, a także na wielu zasadach tam obowiązujących i ułatwiających życie zarówno mieszkańcom, jak i turystom, tłumnie ściągającym, aby na własne oczy przekonać się, jak niezwykłym zakątkiem jest Singapur.
Tak, zdecydowanie Singapur jest dostojny jak lew, a dla nieprzestrzegających reguł, może być równie „groźny”. Ale bez paniki, wystarczy trochę rozeznać się w temacie i dostosować się do rzeczywistości, a w zamian dostaniemy czystość, poczucie spokoju i bonus w postaci czegoś, czego nie uświadczymy chociażby w Europie. O czym mowa? Na przykład o zasadzie rezerwacji miejsc w tzw. hawker center (czyli halach i kompleksach stoisk oferujących posiłki) oraz na wieczornych i nocnych marketach kulinarnych. Miejsca te rezerwować można zostawiając na stoliku portfel i/lub telefon. I nikt, absolutnie nikt, nie pomyśli nawet żeby Cię tych rzeczy i miejsca pozbawić. Brzmi niewiarygodnie, ale tak właśnie jest 😊
Co do klimatu jeszcze, lecz w innym znaczeniu – nie owijając w bawełnę, dla osób przyzwyczajonych do raczej łagodnego klimatu europejskiego ten panujący w Singapurze może być na początku dość trudny i zaskakujący. Gdy wyjdziemy z samolotu poczujemy się jak… w saunie. Albo może bardziej jak w palmiarni, ponieważ Singapur to też cudowna roślinność, bogata w gatunki, których nie uświadczymy w naszej strefie klimatycznej.
To miasto jest jednym wielkim parkiem/ogrodem/lasem, poprzecinanym budynkami i ulicami. A ponieważ drugą naturą człowieka jest przyzwyczajenie, to wystarczy niedługi czas, by przyzwyczaić się do panujących tam warunków atmosferycznych i w pełni cieszyć atrakcjami miasta oraz… deszczem, który przychodzi i odchodzi niespodziewanie, czasem dość gwałtownie, więc dobrze mieć na podorędziu parasol. Można wykorzystać go również do ochrony przed słońcem, które nawet za chmurami dość mocno opala w tej części świata.
Food street, choć nie do końca
Skoro zahaczyliśmy już o jedzenie, to warto ten temat rozwinąć. Kulinarnie Singapur to mieszanka wpływów i tradycji z całej właściwie Azji i nie tylko. Zapewne jedną z pierwszych rzeczy przychodzących nam na myśl w tym momencie to sławny durian. Jest on sprzedawany wszędzie i tak, jego zapach jest specyficzny, ale do tego też można się przyzwyczaić i traktować jako ciekawostkę. Jeśli boimy się skosztować tego przysmaku (dla Singapurczyków to wszak przysmak), to możemy podejść do tematu mniej inwazyjnie i zacząć od wyrobów z duriana, a tych jest mnóstwo: od cukierków i ciastek, przez napoje, aż po czekoladę i chrupki. Do odważnych świat należy!
Jeśli nie skusimy się na duriana, to koniecznie należy spróbować typowego singapurskiego śniadania, czyli kaya toast. Są to tosty posmarowane masłem, dżemem kokosowym, podawane z lekko (naprawdę lekko, ale możemy poprosić o wersję bardziej ściętą) ugotowanym jajkiem, które w tymże jajku się macza.
Co do wspomnianych hawker centres, to ich obecność na mapie Singapuru ma znaczenie historyczne i kulturowe. Część z tych obiektów dotowana jest przez państwo, a ceny tam są naprawdę niskie. Ich wystrój jest prosty, lekko chaotyczny, ale wybór stoisk ogromny, momentami przyprawiający o zawrót głowy, również dzięki zapachom rozchodzącym się z każdego takiego stoiska. Co więcej, każde z nich jest regularnie kontrolowane i oceniane pod kątem higieny i każdemu przyznawane są oceny, wyeksponowane w odpowiednio widocznym miejscu, dzięki czemu możemy czuć się pewniej podczas naszych gastronomicznych prób i poszukiwań. Hawkes center to Singapur w pigułce, czyli szaleństwo, ale w granicach normy.
Natomiast jeśli chodzi o nocne targi, to jednym z najpopularniejszym z nich jest Lau Pa Sat. Tutaj nie pokuszę się o żadne polecenia, ponieważ samo zwiedzanie tego targu (umiejscowionego w odrestaurowanej wiktoriańskiej hali targowej oraz pod ową halą) jest przeżyciem, a decyzja „czego dziś spróbujemy” jeszcze większym.
Co warto zobaczyć w Singapurze?
No dobrze, ale spełnienie kulinarne to jedno, a spełnienie w zwiedzaniu to drugie. Najbardziej ikonicznym miejscem jest oczywiście Marina Bay Sands. Pobyt w tym hotelu to nie lada wydatek, ale jeśli nie chcemy tam nocować, a chcielibyśmy obejrzeć panoramę miasta z góry, to mam świetną wiadomość. Jest to możliwe, należy jedynie kupić „bilet” do baru znajdującego się na szczycie budynku i w jego ramach zamówić coś z karty, a potem rozkoszować się trunkiem z widokiem na Singapur.
Stamtąd niedaleko jest do kolejnej ikony miasta, czyli Gardens by the Bay. Sztuczne drzewa – to brzmi źle, prawda? A wygląda pięknie! Poza tym jedynie ich konstrukcja jest sztuczna, a porastają je jak najbardziej prawdziwe rośliny, tworzące coś na kształt pionowych ogrodów. Między drzewami umieszczone są pomosty, można więc przespacerować się na wysokości i z bliska zobaczyć ten futurystyczny projekt będący wizytówką dokonanego już postępu, wizji i nieustannego rozwoju Singapuru. Każdego wieczoru odbywa się tam również spektakl, na który składa się pokaz świateł „oplatających” drzewa i dopasowanej do tego muzyki. Parafrazując znane powiedzenie – im dalej w park, tym więcej drzew i w przypadku Singapuru jest to sama prawda, bowiem Gardens by the Bay to też rozległy park składający się z trzech ogrodów tworzących niemalże dżunglę w środku miasta.
Co poza tym? Na pewno nie można ominąć ogrodów botanicznych (singapurski ogród dla fanów przyrody to po prostu raj na Ziemi!), parku Fort Canning (składającego się de facto z 9 parków historycznych) dzielnic Chinatown i Little India, a także dzielnicy biznesowej. Stamtąd spacerem warto udać się na tzw. Helix Bridge, czyli most dla pieszych wzorowany na spirali DNA.
Singapur słynie też z zoo, po części otwartego dla zwierząt oraz last but not least, wyspy Sentosa, połączonej ze stałym lądem, dzięki czemu możemy dotrzeć tam pieszo, ale do wyboru jest też autobus i kolejka linowa. Sentosa to kolejne flagowe miejsce pokazujące rozmach Singapuru. Wyspa jest swoistym lunaparkiem dla dorosłych i dzieci. Oprócz plaży, znajdziemy tam park rozrywki Universal Studios, kolejkę grawitacyjną, park linowy, kasyno, akwarium, muzea i wiele, wiele innych. Godnym uwagi przystankiem jest też dzielnica Clarke Quay, w sąsiedztwie rzeki, z kolorowymi, kolonialnymi zabudowaniami, a po zmroku – imprezowe serce miasta.
Jedno miejsce w Singapurze może szczególnie nas Polaków zainteresować. Chodzi o dzwon „Daru Młodzieży”, który został podarowany przez Polskę w rocznicę pobytu sławnego żaglowca w Singapurze z okazji Rejsu Niepodległości. Umieszczony został na wzgórzu Faber. Tymczasem wyszliśmy od lwa i na lwie skończymy, lwie o nazwie Merlion. Jest on właściwie pół lwem, pół syreną, symbolem miasta, wywodzącym się z legend. Zdjęcie przy nim i z nim to obowiązkowy punkt do odhaczenia dla każdego turysty.
Gdzie spać, czyli oferta noclegów
Wielu z nas wyobraża sobie Singapur jako miasto nieprzystępne cenowo. Nic bardziej mylnego! Wiele atrakcji jest przecież darmowych, ceny jedzenia zaskakują na plus, a i nocleg można znaleźć na każdą kieszeń. O Singapurze mówi się też, że to najbardziej europejskie z azjatyckich miast. W każdym takim powiedzeniu jest ziarno prawdy, dlatego może być on dobrym pierwszym przystankiem na azjatyckiej mapie naszych marzeń. Jest także rewelacyjną bazą do tego, aby ruszyć dalej, ponieważ oferuje krótkie i niedrogie połączenia do pobliskich państw, np. Tajlandii, Malezji, czy Indonezji. Cóż, Singapur zapiera dech w piersiach. Przy pierwszym kontakcie dosłownie, a przy bliższym poznaniu również w przenośni.