Costa del Maresme leży przy samej Barcelonie i sąsiaduje na zachodzie z Costa Brava. Wszyscy zakochani w architekturze Barcelony powinni właśnie tu spędzać wakacje. Rzut beretem i już jesteś w mieście. Kolejka jeździ bardzo często, stacje są przy samej plaży i właściwie jak metrem w kilkanaście minut jesteśmy w stolicy Katalonii.
Można też i siedzieć na miejscu. Zwłaszcza ci, którzy lubią świeże ryby. W Arenys de Mar, każdego popołudnia, gdy kutry wracają z połowu, odbywa się spektakularna aukcja wyłowionych morskich przysmaków. Już za chwilę znajdą się w restauracjach hotelowych i w samej Barcelonie. Arenys de Mar nie jest miejscem turystycznym, ale za to leży bliziutko innych miasteczek pełnych hoteli na każdą kieszeń. Ale za to Arenys de Mar słynie ze swoich festiwali kulinarnych. W marcu i kwietniu trwa festiwal zielonego groszku, w kwietniu i maju truskawki, w maju ziemniaka, w czerwcu i lipcu owoców morza a zwłaszcza gambasów, w sierpniu pomidora, w październiku kalmarów (Calamarenys), a w grudniu fasoli. I mieszkańcy tego miasta znani są jeszcze z jednej przypadłości. Są niezwykle gadatliwi i chcą za wszelką cenę wszystko wszystkim wytłumaczyć w sposób perfekcyjny i wyczerpujący. Stąd mają przezwisko setciencies – wszystkowiedzących :)
Callela jest za to bardziej turystyczna. Nie wiem czy to chwalić, czy ganić, ale odbywa się tu rokrocznie Oktoberfest, czyli festiwal piwa zorganizowany na niemiecką modłę. Callela to miejsce pielgrzymek niemieckich turystów i to właśnie dla nich zorganizowano to święto. Z Katalonią nie ma to wiele wspólnego, zwłaszcza, że tutejsze piwa nie należą do najwybitniejszych, ale niech im tam będzie. Za to katalońska z krwi i kości jest sardana. Ten taniec tańczony jest w kółku, dziś zazwyczaj na przemian, kobieta i mężczyzna, przy dźwiękach tradycyjnych instrumentów dętych. Sardana jest symbolem jedności Katalończyków. Była tańcem zakazanym podczas rewolucji Franco. I tu malutka dygresja. Najbardziej znany katalońskich pieśniarz i bard to Lluis Llach. Był i nadal jest symbolem walki o autonomię Katalonii. Stworzył słynną piosenkę L’estaca, której słowa były zakazane podczas reżimu frankistowskiego. W Polsce tę piosenkę znają prawie wszyscy, nie wiedząc nawet, że jej ojczyzną jest Katalonią. „Mury” Jacka Kaczmarskiego, hymn wolności lat 1980-1989 to nic innego jak L’estaca. Ale wróćmy do Calleli i sardany. Tu właśnie, w każdą niedzielę, odbywają się pokazy tańca w tradycyjnych strojach, ale i nie tylko. A od 1926 roku w każdą pierwszą niedzielę czerwca rozpoczyna się festiwal sardany zwany Aplec Pairal de Catalunya.
I jeszcze jedna ciekawostka, nazwijmy ją pozaplażowo-hotelową. Bo o tym jak dojechać, gdzie się zatrzymać i czy wybrać formułę all inclusive czy jakąś inną – tego dowiecie się łatwo z przewodników. Jak już będziecie na Costa del Maresme, zajrzyjcie do miasteczka Vilassar de Mar. Tam od 1925 roku działa jeden z największych targów kwiatów. Podobnie jak w Arenys de Mar, kwiaty są licytowane. Vilassar de Mar słynie z goździków. Kwiatów u nas trochę już zapomnianych i kojarzących się z głębokim PRL-em. Tu zaś z wolnością…
Warszawa, 24.08.2016, godzina 19.12